poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 10

 -Juliet-

Stałam przed studiem i paliłam papierosa. W pewien sposób czułam się....ddobrze. Przepraszam, to kłamstwo. Raczej nie czułam tej zwykłej pustki i klaustrofobicznego strachu.

Wypuściłam dym z ust krzywiąc twarz. Paparazzi. Dlaczego nie znajdą sobie kogoś ciekawszego. Odwróciłam się od nich i wciągnęłam w siebie truciznę. Myślałam o tym, by wrócić już do domu. Wtedy Jamie wyszedł z budynku. Stanął przede mną. Widziałam go ale go nie zauważałam. Pojawiło się jeszcze więcej aparatów. Pochylił się do mnie.

 -Możemy pogadać?
 -Niespecjalnie to lubię. -bardziej zmarszczył czoło.
 -Proszę? -był zdenerwowany. Zaciągnęłam się ostatnie dwa razy. Pchnął mnie lekko na schody. Zamknął za nami drzwi i wskazał na schody. Zmarszczyłam brwi i weszłam na pierwszy stopień.

 -Spokojnie. -zaśmiał się sztucznie. Uniosłam brwi wchodząc na górę. Poczułam jego dłoń nad biodrem, zanim ją strzepnęłam, poprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Zamknął drzwi. Odwróciłam się. Odetchnął głęboko,stresował się. Popatrzył na mnie.

 -Dlaczego masz taką minę? -spytał puszczając bezwładnie ręce wzdłuż tułowia.Jego głos był jąkliwy.
 -Jaką? -spytałam spokojnie.
 -Taką. Zero emocji! -krzyknął wskazując na mnie. Uniosłam jedną brew, jęknął i obrócił się wokół własnej osi. -Przepraszam. -zrobił krok i złapał mnie za ramiona. Opuścił głowę. Cofnęłam się sztywno. Podniósł wzrok.

 -Czego chcesz? -jesteś oziębła Juliet,dlaczego.
 -Rozmawiałem wczoraj z Lily..-zawahał się. Stałam w tej samej pozycji. -Nie podoba jej się, że się zbliżyliśmy.Juliet,przepraszam, nie chcę kłótni z Lily, jesteśmy szczęśliwi,naprawdę przepraszam. Nie powinniśmy się przyjaźnić.  -potok słów wyleciał z niego bardzo szybko.

 -Wróć. -mruknęłam z jadowitym uśmiechem. -My się nie przyjaźniliśmy, przestaliśmy się gryźć. Więc o co chodzi. -patrzyłam na niego. Jestem pewna, że moje oczy stały się ciemne. Jego patrzyły niedowierzająco. Po chwili kiwnął głową. Wyprostowałam się i przestałam uśmiechać. Wyszłam z pokoju. Zaśmiałam się w duchu, to cholernie śmieszne.


*Jamie's POV*

 -Wasze kostiumy wysłałam już do odpowiedniej grupy,nie uwierzycie jak bardzo jestem podekscytowana! Ten film to punkt zwrotny w mojej karierze! Siedziałam nad tymi projektami całe doby! Nie mogłam pozwolić na niedociągnięcia,gdyby były niedopasowane czy nie oddawałyby charakteru postaci...-nie słuchałem dalej. Anna była zbyt głośna, a ja potrzebowałem chwili ciszy. Lily bawiła się moimi palcami, jej twarz jaśniała. Po tym co jej powiedziałem, stała się szczęśliwsza. Odwróciłem wzrok od jej twarzy. Nick rozmawiał ożywiony z Anną, Juliet siedziała na parapecie,(ma tak szczupłe nogi,cała jest szczupła,i po co do cholery jej się odchudzać?) ekipa Nicka ewidentnie nudziła się czekając aż skończymy, a ja..czułem się smutny i czułem żal. I też sądzę, że szczęście, choć objawiało się trochę inaczej niż zazwyczaj. Boli mnie w dole brzucha, mam wrażenie, że pocą mi się dłonie. O CO CHODZI?


Wyszliśmy z budynku kiedy niebo zrobiło się kompletnie ciemne. Nick otworzył samochód.

 -Juliet, ty dokąd? -to pytanie sprawiło, że moja głowa wystrzeliła w górę. Dziewczyna zatrzymała się napinając mięśnie. Miała tylko kurtkę skórzaną, jest zimno. Powoli się odwróciła, trzymała w dłoni papierosa.

 -Tam gdzie nikt inny nie pójdzie. -mruknęła. Jej oczy odbijały światło księżyca, wydawały się przez to jeszcze większe.

 -No przestań, przecież cię tu nie zostawię. -Nick próbował ją namawiać.
 -Relax, I'll be fine. -cofnęła się. Chwila i nie było jej widać na ciemnej ulicy.



-Juliet-
Wróciłam do chłopców. Siedzieli w salonie, pili piwo i oglądali stary koncert Linkin Park*. Usiadłam między Ericiem i Julianem. Ten drugi spojrzał na mnie.

 -Jak tam?
 -Dobrze być w domu. -odpowiedziałam i zabrałam mu butelkę z piwem. Mike właśnie rapsował intro do piosenki, Chester jak zwykle całkowicie rozbroił mnie swoim głosem. Tak. To moja pierwsza kapela rockowa, pierwsi bohaterowie. Zawsze będę ich kochać. Zawsze będę miała do nich sentyment.  Do screamo Chestera, do rapu Mike'a, do bębnów Rob'a, do klawiszy Josepha i basówek Kyle'a i Brada. Zawsze będą w moim życiu jako ci, którzy pokazali mi dobrą muzykę.


___________________________
hej cześć c:
*teraz właśnie oglądam koncert LP, na zawsze będą dla mnie najważniejsi♥ , to po pierwsze
po drugie, mam wielką nadzieję, że rozdział,choć krótki, przypadł do gustu c:
trzecia rzecz,
Wesołych świąt!
Bogatego Mikołaja!
cierpliwości i wytrwałości w nowym roku,
megazajebiścieepickiej zabawy w sylwestra! c:
 i jeszcze żebyście przekonały się do dobrej muzyki, kochajcie screamo,metalcore,post hardcore,rocka, to potrafi ratować życie. nie wyolbrzymiam teraz c:
Trzymajcie się i do nowego roku! c:
dzięki!♥
~Dragonfly x


niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 9

  -Juliet-

Wpatrywałam się tępo w swojego buta kiedy manager chłopaka rozmawiał z policjantem. Moje palce wbijały się w uda. Chłodne dłonie zabrały moją odskocznię.

 -Przestań,bo sobie coś zrobisz. -wyrwałam swoją rękę.
 -Przestań do mnie mówić. -powiedziałam cicho, opanowanym głosem.
 -Nie możesz mnie obwiniać. -wycharczał pochylając się w moją stronę. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Ściany były koloru zgniłej żółci, pod jedną z nich stały dwie szafki z tysiącem szuflad. Na środku stało duże, metalowe biurko z pojemnikiem na ołówki,lampką i plikami papierów.

 -Świetnie, ignoruj mnie. -syknął i opadł na oparcie niewygodnego,metalowego krzesła. Spojrzałam na niego. Okazało się, że patrzył na mnie. Złapał moje spojrzenie. -Tak się składa, że się nudzę, więc pogadaj ze mną. -wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie dawał za wygraną.

 -Wiesz, na tym cmentarzu, kiedy uciekaliśmy, widziałem po raz pierwszy z bliska twój uśmiech. -rzucił zaczepnie.

 -Cokolwiek. -chrypnęłam. Podsunął krzesło w moją stronę i oparł się bokiem ciała o oparcie.
 -Jest nawet ładny. Urokliwy. -kątem oka zauważyłam jego uśmiech. Mimo woli zareagowałam, prychnęłam z kwaśną miną. -Jest jak uśmiech małego dziecka, które dostało lizaka, lub wymarzoną zabawkę.

 -Przestań mówić. -wycedziłam. Zacisnęłam zęby.
 -Wiem kto tak się uśmiecha. -wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni. -Ktoś kto nie uśmiecha się zbyt często.-musnął wierzchem palca wskazującego moją dłoń. -Takie uśmiechy są najszczersze.

 -Gówno wiesz. -warknęłam przez zęby wciąż patrząc intensywnie w punkt na podłodze.
 -Juliet, nie nastawiaj się wrogo w stosunku do mnie. -mruknął pochylając się do mojego ucha. Odwróciłam gwałtownie głowę. Był centymetry ode mnie. -Nie chcę być z tobą w konflikcie. Dogadalibyśmy się, potrafiłbym cię zrozumieć.

 -Nie potrafiłbyś.
 -Starałbym się. -patrzył głęboko w moje oczy, z poważną miną. Nie widziałam żadnego idiotycznego uśmieszku, żadnej kpiny w oczach. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta. Oparłam łokcie na kolanach i podparłam głowę na rękach.

 -Co o tym myślisz? -spytał spokojnie. Potrząsnęłam głową. -Przemyślisz i jutro mi powiesz,okej? -drzwi się otworzyły. Wyprostował się i obrócił.

 -Jesteście wolni. -oznajmił niechętnie policjant. Wstałam równo z nim, wskazał ruchem głowy,że mam iść pierwsza. W drzwiach czekał jego manager. Zatrzymałam się obok niego.

 -Dziękuję. -szepnęłam.
 -Nie ma za co. -uśmiechnął się. Przeszłam obok niego i szybko skierowałam się do wyjścia.
 -Gdzie ona poszła? Mogłeś ją zatrzymać! -usłyszałam za sobą. Skręciłam do schodów i zbiegłam po nich. Bezpiecznie poczułam się dopiero poza budynkiem,daleko od niego. W środku nocy. Ironio.




Naciągnęłam szelki na ramiona, poprawiłam czapkę i wypuściłam ciężko powietrze.
 
                                    Is there a right way for being strong
                                    Feels like I'm doing things all wrong


 -Wychodzę. -zawołałam nie wchodząc do salonu. Chłopcy byli zajęci graniem na konsoli.
 -Hej, czekaj! -Julian wbiegł do przedpokoju. Zacisnął dłonie na moich ramionach i przycisnął usta do mojego czoła. -Jak się czujesz? -zapytał cicho.

 -Relax, I'm fine. -pogłaskałam go krótko po boku i odsunęłam się do drzwi.
 -Wróć szybko, nie zdążyliśmy się napić. -obwiniał mnie. Uważa, że się oddaliliśmy. Przez film. Uważa, że jesteśmy parą. Nie mówi tego, ale ja to wiem. Kocham go, razem z chłopakami mnie uratował. I ratuje dalej. Tylko ja nie potrafię z nikim być. Prędzej czy później ktoś zostanie zraniony i zawsze, zawsze to jest moja wina. Akceptuję to. Bo wolę abym to ja cierpiała, a nie osoba którą kocham. Lub wydaje mi się, że mogę pokochać.

Wyszłam bez słowa i zamknęłam za sobą drzwi. Dzień jest ciepły. Dziwnie słoneczny jak na zbliżającą się zimę. Zapięłam skórzaną kurtkę do połowy. Chłód nie jest czymś czego się obawiam, boję się iść na próbę. Bo brak kpiny w jego głosie wywołuje u mnie dreszcze. To chore i bez sensu. 



Ochłonęłam przez ten spacer. Pokonałam kilka kamiennych stopni i popchnęłam drzwi. Już rozmawiali. Nie mogłam się znów spóźnić, to możliwe? Wyszłam wcześnie.

Stanęłam w progu. Siedział razem z Lily. Powiesiłam kurtkę w przedpokoju, krótki top nie wydawał mi się teraz dobrym pomysłem. Przekroczyłam próg. Momentalnie podniósł wzrok i zamilkł. Usiadłam w fotelu i wypuściłam powietrze z płuc.

 -Zdzirowato. -mruknęła Lily. Uniosłam jedną brew zszokowana i odwróciłam głowę w jej stronę.
 -Chyba nie usłyszałam. -odezwałam się cicho ale chłodno, z lekką chrypą. W pokoju panowała cisza. Lily uśmiechnęła się do mnie sztucznie.

 -Cóż, powiedziałam, że wyglądasz zdzirowato.
 -Dlaczego? -wciąż patrzyłam jej w oczy.
 -Masz w domu lustra? -prychnęła. Uniosłam kąciki ust ku górze. -Nie ciesz się tak, skoro lustra pękają na twój widok nie masz powodu. -otworzyłam usta ale zostałam uprzedzona.

 -Nie odzywaj się tak do niej. -syknął. Lily drgnęła oburzona. Zmarszczyłam czoło.
 -Co ci odbiło?
 -Po prostu przestań tak do niej mówić.
 -I co, teraz jej bronisz?
 -Lily. -przerwał zaciskając szczękę. -To ty zaczęłaś.
 -Świetnie! -krzyknęła. Wstała z fotela i wyszła. Szybko.

 -W porządku? -spotkaliśmy się spojrzeniami. Dlaczego musi być tak poważny. Kiwnęłam głową. -Ummm..A czy może myślałaś o..
 -Nie. -przerwałam mu ostro. Zawahał się.
 -Nie, nie myślałam czy nie, pierdol się. -otworzył szeroko oczy drapiąc się w kark.
 -Pewnie po trochu tego i tego. -uśmiechnął się lekko. Po chwili już klęczał obok mojego fotela.
 -Juliet, mówiłem serio. -przewróciłam oczami.
 -Nie ufam ci. -oznajmiłam otwarcie. Uderzył mnie lekko pięścią w kolano.
 -To wszystko wyjaśnia. -podniósł oczy na mnie. -Chciałbym ci udowodnić, że możesz mi ufać.
 -Dlaczego. -ledwie otworzyłam usta. W odpowiedzi dostałam ciszę.
 -Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Po prostu chciałbym żeby było dobrze. -spojrzałam na niego przez ramię. -Damy radę? -wyciągnął do mnie rękę. Wstałam i wyszłam z pokoju.




 -Skoro dziś już jesteśmy w komplecie. Może jednak przejedziemy się do studia i zobaczymy wasze kostiumy? -Nick uśmiechnął się do nas i zatarł ręce. Nie podniosłam głowy, za to spojrzałam na niego przez rzęsy.

 -Jesteś pewien, że masz miejsce dla wszystkich? -blondyn odezwał się niewinnie. Nick otworzył i zamknął usta.

 -Przepraszam Juliet. -zwrócił się do mnie. Uśmiechnęłam się wymuszenie. -Możemy jechać?-wstaliśmy z miejsc. Wzięłam swoją kurtkę z wieszaka. Kiedy wkładałam ją na ramiona, poczułam jak ktoś się o mnie otarł.

 -Nie ma za co. -szepnął z uśmieszkiem. Oblizałam usta.
 -Nie prosiłam o to. -odszepnęłam. Wyminęłam go.




Projekty kostiumów naprawdę robią wrażenie. Wszystko jest idealne. Anna stworzyła rockowy styl mojej bohaterce, i za to jej gorąco dziękowałam.


 -Co się z nim dzieje? -zapytał mnie cicho Nick. Staliśmy przy stole z rysunkami. Wskazywał głową coś za moimi plecami. Spojrzałam przez ramię na Jamie'ego. Patrzył w bok i bawił się włosami. Smucił się. Był bardzo smutny i smutek bił z jego postawy,twarzy. I Nick też to widział.

 -Wybacz moje słowa, ale to chyba twoja działka.
 -Co? -spytałam szybko,zdezorientowana.
 -Smutek. -pchnął mnie lekko w jego stronę. Potknęłam się o własne stopy. Usiadłam w pewnej odległości od niego, na tej samej mini kanapie z oparciem tylko z jednej strony. Choć patrzył w moją stronę, jestem pewna, że myślał zupełnie o czym innym.

 -Co jest? -zachrypiałam patrząc na swoje buty. Drgnął jakbym wybudziła go z transu. Jednak nie zmienił pozycji.

 -Chyba mam gorszy dzień. -splątał swoje palce. Widok jego twarzy łamałby serce gdybym się nie broniła.
 -Znam to. -mruknęłam.
 -Więc rozumiesz.
 -Tak.
 -Też chciałbym cię rozumieć. -przełknęłam ślinę.
 -Nie mów mi, że to przez to marnujesz dzień.
 -Marnuję? -uśmiechnął się delikatnie. Odległość między nami się zmniejszyła.
 -Mówią, że dzień bez uśmiechu to dzień stracony.
 -Dla ciebie też?
 -Nie. -uśmiechnęłam się a on zachichotał. Cisza bywa niezręczna. Dopóki dotyk nie stanie się bardziej niezręczny.

Złapał mnie za dłoń i delikatnie ścisnął.

 -Możemy to zatrzymać jak najdłużej?
 -Nie jestem pewna czy wiem o czym mówisz. -podniósł nasze dłonie.
 -Zostańmy już tak. -zabrałam rękę szybciej niż wypowiedział to zdanie. Zaśmiał się.
 -Bądźmy przyjaciółmi. -objął moje ciało ramionami opierając brodę na moim ramieniu.
 -Nie tak bliskimi. -znowu się zaśmiał ale mnie puścił.
 -Dziękuję za polepszenie dnia. -puścił mi oko. Nie powstrzymałam uśmiechu więc ukryłam się za włosami.






tak bardzo kocham to zdjęcie. 

wgl patrzcie jaka piękna *-* :




ummmm, pamiętacie jak w poprzednich rozdziałach Juliet bolała lewa ręka? teraz boli mnie :c

~Dragonfly xx



sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 8

 -Juliet-

Ludzie są ślepi. Lub chcą sprawiać takie wrażenie.

Chciałabym wiedzieć, jak można nie zauważyć smutku w oczach kiedy usta się śmieją.
Chciałabym wiedzieć, jak można nie zauważyć blizn, które nie są ukrywane.
Chciałabym wiedzieć, jak można nie zauważyć potrzeby miłości bijącej od dziecka.

Oczy są lustrem duszy. Moje są czarne, o ironio. Blizny świadczą o sile. Jeśli ich nie masz, jest szansa, że nie trafisz w przepaść. Każdy tworzy ją dla siebie. Moja jest głęboka, ciemna, tworzona od dawna. Nazywana uzależnieniem. Przeze mnie, ucieczką.

Miłość, niezbędna dla was do życia. Jest piękna. Kłamliwa, dwulicowa, nieprawdziwa. Ale dla was niesamowita i potrzebna.

Family, rodzina, die Familie, jakkolwiek by tego nie nazwać, powinna ją łączyć więź, wszystkich jej członków. Z każdą kolejną żyletką przestawałam w to wierzyć.


Potrzebowałam tego spaceru. Zimne powietrze uwolniło mnie od bolesnego pulsowania w głowie. Skórzana kurtka przestała drażnić ramię.

Zatrzymałam się przy słupkach ochronnych i poprawiłam metalowe klamry w butach. Były ciężkie, ale nigdy mi nie przeszkadzały.

Trasa ChanceFor Better Life będzie niesamowitym okresem. Cały rok na scenie, razem z Zombies z całego świata. Bez problemów, bez ukrywania, bez strachu przed kolejnym spotkaniem. A w trakcie tego, premiera filmu. Promowanie, na którym mnie nie będzie. Nie żałuję.




 -Przepraszam za spóźnienie. -weszłam cicho do pokoju i usiadłam w fotelu. Z przyzwyczajenia podciągnęłam nogi pod brodę. Nick przez chwilę patrzył na mnie milcząc, ale po chwili wrócił do rozmowy z Jamie'm.

 -Anna zrobiła już pełne projekty, wszystko dokładnie przemyślała i zobrazowała. Musisz to zobaczyć, Anna przeszła samą siebie. -zaśmiał się. 'Zainteresuj się.", dźgnęłam się w myślach. Drgnęłam.

 -Kim jest Anna? -spytałam z chrypą. Jamie spojrzał na mnie.
 -Philip przygotował stylizacje, jak z wybiegu. Dogadali się z Anną, wszystko już mają. Jutro pojedziemy do studia to wszystko sam ocenisz, możesz wziąć Lily, jeśli chcesz. Moja ekipa pojedzie z nami. -zostałam zignorowana. Czy coś zrobiłam? Zmarszczyłam brwi.

 -Jak dużym busem jedziemy? -spytał Jamie.
 -Moim autem. -odpowiedział reżyser zaskoczony. Jamie uniósł jedną brew.
 -Nie zmieścimy się.
 -Daj spokój, będzie nas dokładnie piątka. -Jamie wyprostował się.
 -Twoja ekipa to jedna osoba?
 -Dwie. -reżyser zapatrzył się w telefon. 
 -Więc się nie zmieścimy. -uniósł wzrok. -Co z Juliet? -zatrzęsłam się.
 -Cóż, -wstał z fotela. -Skoro olała już dwie próby widocznie nie zależy jej tak bardzo by chcieć zobaczyć jak będzie wyglądać. - poczułam jak pieką mnie oczy. Zagryzłam kciuka lewej dłoni. Nickolas wpatrywał się we mnie intensywnie, czułam to. -Przerwa. -zarządził i wyszedł. Wypuściłam powietrze przez drżące wargi. Może mimowolnie, zacisnęłam powieki.

 -Hej. -odezwał się cicho. Nie otrzymał odpowiedzi. -Nie wiem o co mu chodziło.
 -Nie pytałam cię o to. -otworzyłam oczy i opuściłam nogi na podłogę. Sięgnęłam po torbę i zaczęłam szukać telefonu.

 -Wiem, ale chciałem być miły czy coś.
 -Nie wiem dlaczego. -pociągnęłam nosem odwracając się do niego plecami.

        Do: Julian
'Wychodzicie dziś?'


Nick wrócił z kubkiem świeżej trawy.

 -Wróćmy do pracy Jamie. -chłopak wstał i zajął swoje poprzednie miejsce. Próbowałam naciągnąć rękawy kurtki na dłonie, ale skóra to nie miękki,ciepły sweter.

     Od:Julian
 'Możemy poczekać na ciebie kochanie'


 -....padniesz z wrażenia...

   Do:Julian
'Bardzo proszę.'


 -...mam nadzieję, że się jednak zmieści..
 
   Od:Julian
'Stało się coś?'


 -...to nie jest moja wina, przykro mi jeśli tak uważasz.
 
    Do:Julian
'Chciałabym się napić.'


-...jeśli nie twoja to czyja?! Przecież nic ci nie zrobiła! Każdy może się spóźnić, to nic wielkiego! -skupiłam swoją uwagę na postawie Jamie'ego. Stał i pochylał się nad Nickiem,miał zaróżowione policzki.

 -Nie ma potrzeby krzyczeć. Muszą być jakieś konsekwencje, inaczej ta produkcja się nie uda. -reżyser także wstał.

 -Myślę, że skończymy dziś próbę wcześniej. -oznajmił Jamie chłodno. Wziął kurtkę z oparcia.
 -Chodź Juliet. -spojrzał na mnie. Mechanicznie wstałam i wyszłam za nim.

Przed studiem Jamie zatrzymał się i wyciągnął paczkę papierosów. Skierował ją w moją stronę. Wyciągnęłam jednego i sięgnęłam do torby po zapalarkę. Odpaliłam i zaciągnęłam się. Patrzyłam w ziemię, kiedy do niego mówiłam.

 -Po co to zrobiłeś?
 -Co? -warknął.
 -Nie musiałeś mnie bronić. Nie prosiłam o to. -prychnął. Wciągnęłam dym.
 -Nigdy o nic nie prosisz, nieprawdaż? -wypuściłam truciznę przez usta.-Zachował się nie fair.-kiwnęłam głową. Odwróciłam się i odeszłam. Strzepnęłam papierosa i znów zbliżyłam go do ust.

 -Mogę..-podskoczyłam i prawie upuściłam papierosa. Wydałam z siebie dziwny piszczący dźwięk. Jamie się zaśmiał. -Chciałem zapytać, czy mogę cię gdzieś zabrać. -uśmiechnął się. Ładnie się uśmiecha. Ma wtedy dołeczki w policzkach. Ktoś taki nie może wiedzieć co znaczą psychiczne blizny.

 -Nie mogę. -odpowiedziałam spoglądając na niego kątem oka i ruszając dalej. Złapał mnie pod ramię.
 -Nie wiem co planujesz, ale obiecuję, że ze mną będzie fajniej. -zaśmiał się cicho. Przydeptałam papierosa. -Nie daj się prosić.

 -Odpowiedź to wciąż nie. 
 -Moglibyśmy się zintegrować. No wiesz, nie zamierzam jechać jutro bez ciebie.
 -Nie wybieram się do studia.
 -Nie jesteś ciekawa?
 -Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. -skręciliśmy w lewo, za róg kamienicy z czerwonej cegły.
 -Piekło nie istnieje. -dźgnął mnie lekko łokciem. Wciąż się uśmiechał.
 -Piekło jest prawdziwe.
 -Skąd to wiesz?

 -Zatrzymaj się. -szepnęłam. Zrobił co kazałam. Staliśmy przy przejściu dla pieszych na ruchliwej ulicy Manhattanu. -Rozejrzyj się. -szeptałam. Skupił się na tej czynności. Obserwowałam auta,taksówki,ludzi,psy, wszyscy podczas codziennych czynności. -Otaczają nas diabli. -oznajmiłam głośniej, lecz wciąż za cicho by usłyszał mnie ktokolwiek prócz niego. Zostawiłam go oddalając się szybkim,równym krokiem.

Zrównał się ze mną, milczał.

 -Uważasz ludzi za czerwone stwory z rogami i ogonem?
 -Diabeł to upadły anioł. Nie musi być czerwonym ludzikiem z rogami i ogonem.Potrafi być piękny. -spojrzałam na niego, odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy. -Bo kiedyś był ulubieńcem Boga. -ściągnął brwi ale zachował powagę. 'W środku się śmieje.' ,wiem to. 

 -Dobrej zabawy jutro.
 -Miałem cię gdzieś zabrać. -przypomniał. Niechętnie się do niego odwróciłam.
 -Nie.

 -No chodź. -zacisnął lekko palce na moim prawym przedramieniu. Zadrżałam i nim zdążyłam się wyrwać, pociągnął mnie na ulicę. Zaplątałam się o własne stopy, ale uratowałam się przed upadkiem. -Głodna? -uśmiechnął się. Pokręciłam głową. -Cóż, ja głoduuję! -pokazał ręką żebym skręciła w lewo. Szliśmy a on wciąż mówił. W końcu nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Patrzyłam przed siebie ale go zauważył.

 -No i co, teraz się ze mnie śmiejesz? -wyszczerzył zęby.
 -Mówisz więcej niż dziewczyna. -kąciki moich ust zadrgały jeszcze bardziej.
 -Ty wcale nie mówisz tak dużo. -uśmiech zniknął. Umilkłam. -Właśnie o tym mówię. -pochylił głowę i spojrzał na mnie. Wypuściłam ciężko powietrze przez nos. -Czekaj,to tu.-wskazał głową małą knajpę. Otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka, on za mną.

W środku było przytulnie,pachniało fastfoodem, boksy były czteroosobowe z żółtymi kanapami i zielonymi ściankami. Podeszłam do jednego i usiadłam. Jamie zajął miejsce naprzeciw mnie. Podeszła do nas rudowłosa kelnerka, najpewniej po czterdziestce. Uśmiechała się ciepło.

 -Co mogę podać?
 -Hamburgera z kurczakiem,frytki i mrożoną colę bardzo proszę.-uśmiechnął się do kobiety.-Juliet?
 -Ja dziękuję. -posłałam jej wymuszony uśmiech. Kiwnęła i odeszła.
 -Na pewno nic nie chcesz?
 -Tak.
 -Czemu? Mają tu naprawdę dobre burgery.
 -Nie dzięki.
 -Jesteś wegetarianką? -uniósł jedną brew. Kpił.
 -Jestem na diecie. -otworzył usta ze zdziwienia.
 -Po co? -zmierzył mnie wzrokiem. Westchnęłam.
 -Od dwóch lat. -zatrzymał spojrzenie na mojej twarzy i uśmiechnął się.
 -Byłaś kiedyś pulchna? -wyszczerzył się w szelmowskim uśmiechu. -To przeszkadzało ci w zdobyciu sławy i nie chcesz żeby się powtórzyło? -pokiwał głową udając zrozumienie.

 -To, że jem tylko owoce nie znaczy, że chcę się odchudzić.
 -Musisz być wiecznie głodna.
 -Nie.
 -Nie dostarczając organizmowi białka zabijasz się sama. -zacisnęłam dłonie w pięści a on wciąż mówił. -A może taki jest twój plan. Doprowadzić do samo destrukcji ale tak,by inni nie uważali tego za samobójstwo.-'dość.' pomyślałam i wstałam od stolika. Wyszłam z knajpy i jak najszybciej oddaliłam się z tamtego miejsca.

Przeszłam przez łukowaty balkon w ekskluzywnym basenie wkładając słuchawki do uszu. Godzina 17 i się ściemnia. Zbliża się zima, najlepsza pora roku.

Usiadłam na kamiennych pozostałościach jakiejś fontanny na brukowanym dziedzińcu. Nie mam pojęcia w jakiej dzielnicy siedziałam. Zapaliłam papierosa i pochyliłam się do przodu. Szeroka przerwa między budynkami pozwalała mi obserwować jak słońce powoli chowa się za zabudowania Manhattanu. Wyglądało pięknie.



Poczułam silne dłonie na ramionach. Papieros zamarł w drodze do ust. Ktoś powoli wyjął mi słuchawki z uszu, słowa rozmyły się choć kontynuowałam ich ciąg w głowie. Oparł brodę na moim ramieniu tuż przy szyi.

 -Tu mi uciekłaś. -odezwał się cicho. Zadrżałam i skrzywiłam się. To zbyt blisko,cholera co się stało.
 -Odsuń się. -mruknęłam nie swoim głosem. Dotknął zimnym nosem podstawy mojej szyi i odsunął się. Dlaczego próbowałam opanować płacz? Skąd się wziął? Z jakiego pieprzonego powodu starałam się nie płakać?

Wstałam i obróciłam się starając się na niego nie patrzeć.

 -Mogę cię gonić jeszcze przez parę godzin! -zawołał za mną. Później usłyszałam jego śmiech. Wypuściłam powietrze i przyśpieszyłam. Byleby jak najdalej od niego, od jego cholernych przytyk, od pieprzonego uczucia strachu w żołądku.



Weszłam w ulicę cmentarną, wciąż wiedziałam, że idzie za mną.

 -Czekaj!
 -Odpieprz się. -jęknęłam do siebie.
 -Mieliśmy iść gdzieś razem, a to nie na to mi wygląda. -odwróciłam się.
 -Dlaczego się nie odpieprzysz? -prawie tupnęłam nogą. Wypełniły mnie uczucia,nieważne jakie, fakt, że się pojawiły powodował paraliż. Rozłożył ręce.

 -Taka już moja natura.

 -Natura dupka. -zmrużyłam oczy. Odwróciłam się do niego plecami. Brama cmentarna była bliżej niż się spodziewałam. Pod wpływem impulsu, a może wcześniej podjęłam decyzję, pchnęłam ją. Otworzyła się z okropnym skrzypieniem. Słyszałam jak zatrzymał się kilka kroków za mną i krzyknął zaskoczony. Oh tak. Sceneria jak z horroru. Na starym cmentarzysku bohaterowie zawsze ginęli.

Po plecach przeszły mnie ciarki kiedy znów rozległo się skrzypienie bramy. Pośpiesznie ruszyłam naprzód.

 -Nie sądzę, że to dobry pomysł. -nie wiadomo skąd zjawił się za moimi plecami.
 -Nikt nie karze ci iść za mną. -odpowiedziałam chłodno.
 -To zbyt straszne miejsce dla dziewczyny. Powinnaś krzyczeć i tulić się do mnie. -zaśmiał się cicho. Poczułam gorycz. Przecież właśnie takie miejsca są moje. Drogi, których nikt nie wybierze bo jest zbyt ciemno.

Nadgarstek zapiekł mnie od wiatru. Syknęłam cicho i zasłoniłam go dłonią.

 -Juliet.. -dotknął palcami moich pleców. Przyśpieszyłam. -Zimno ci? -nie miałam zamiaru mu odpowiedzieć. Przeszkadzała mi sama jego obecność, co tu mówić o rozmowie.

Podszedł bliżej i przejechał dłońmi z moich ramion w dół. Odwróciłam się wściekła.
 -Czego jeszcze ode mnie chcesz?! -jego odpowiedź zagłuszył wiatr.
 -Co wy tu robicie?! -spojrzałam ponad jego ramieniem. Na ścieżce stał grabarz. Taki prawdziwy. Z brodą, zabłoconym ubraniem i zardzewiałą łopatą. -Chuligani! Ja wam pokażę jak się kończy włażenie na mój cmentarz po nocy! -ruszył na nas kulawym krokiem. Byłam zafascynowana tym, że tacy ludzie naprawdę istnieją.

Poczułam coś chłodnego dotykającego mojej dłoni.
 -Powinniśmy biec. -usłyszałam cichy, rozbawiony szept w uchu. Zimna dłoń jak kleszcze zacisnęła się na moich palcach.

Uwolniłam się z niechcianego uścisku i rozpędziłam się. Słyszałam jak się śmieje, lubi skoki adrenaliny.

Lawirowaliśmy między grobami, krzyki grabarza już dawno ucichły. Wiatr rozwiał moje włosy.

Uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam bramę z czarnego żelaza. Zrównał się ze mną, szczerzył zęby.
Byliśmy krok od bramy kiedy zobaczyliśmy koguty. Musnął moją dłoń ale się wyrwałam. Spojrzał na mnie wilkiem. Policjant kazał nam wyjść na zewnątrz.

 -To twoja wina. -syknęłam i pchnęłam bramę.






tak idealnie ujęty uśmiech..


przepraszam za przerwę x
~Dragonfly xx

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 7

przepraszam,że czekam na komentarze :c

-Juliet-
 
[Black Cat ..]

Wczoraj nie mówiłam poważnie. Ale dziś, idąc na spotkanie z fanami, zaczęłam rozważać  moje odejście. Jeśli tak ma wyglądać produkcja, nie nadaję się do aktorstwa.

Szłam pierwsza, ze słuchawkami w uszach. Zatrzymałam się przy samochodzie. Julian otworzył go pilotem. Oparłam się głową o drzwi kiedy jego ręka delikatnie opadła na moje biodro. Pocałował mnie w czoło.

 -Zapomniałem dziś być blisko. -przycisnął czoło do boku mojej głowy. Mruknęłam cicho, miałam zamknięte oczy.

 -Nadal boi? -spytał odwracając mnie do siebie. Westchnęłam i rozluźniłam powieki.
 -Powoli się przyzwyczajam. -odpowiedziałam skrzywiona.
 -Kochanie nie będziesz z tym żyła. -zapewnił.
 -Potrafię przeżyć z innym bólem, to nic takiego Julian.
 -Myślisz, że zniesiesz jeśli teraz cię przytulę? -zapytał smutno.
 -Myślisz, że oboje temu podołamy? -zrobiłam krok w jego stronę.
 -Mogę cię trzymać już do końca. Tylko ciebie. -wyznał. Wyciągnęłam ramiona i objęłam go w pasie. Młot w mojej głowie uderzył ponownie. Skrzywiłam się nie chcąc by którykolwiek z nich to widział. Są dla mnie najważniejsi. Bez nich, jestem pewna, nie byłoby mnie na świecie.



Rejestr w moim telefonie to połączenia nieodebrane od Nicka. Nie rozmawiałam z nim od wczorajszego wieczora.

Julian zatrzymał się po 10-cio minutowej jeździe. Staliśmy przy wielkim drewnianym moście, był pełen ludzi.

 -Kiedykolwiek podejrzewaliście, że coś takiego nas spotka? -spytałam patrząc na tłum Zombies.
 -Nigdy nie przypuszczałem, że zasługuję w życiu na coś dobrego. Potem znalazła mnie Juliet i poznałem swoich braci, którzy podarowali mi wielką rodzinę. Nigdy nie podejrzewałem. -wyznał Eric.

 -Co ja bym bez was zrobił amis . -szepnął Dante.

Julian spojrzał na mnie i delikatnie przesunął palcami po mojej dłoni.

 -Karzemy im czekać. -zauważyłam i wyszłam z samochodu.
 -Juliet! Już są! -krzyknął ktoś. Zombies ruszyli w naszą stronę. Chłopcy promienieli.
 -Walking Dead! -ryczeli. Uśmiechnęłam się i pomachałam do nich. Nie patrząc na resztę zespołu, ruszyłam do fanów. Wyciągnęłam ręce. Pewna dziewczyna przepchnęła się do mnie i uścisnęła mocno.

 -Cześć kochanie. -pogłaskałam ją po plecach.
 -Uratowaliście mi życie. -zdołała powiedzieć. Spojrzałam na nią. Miała rozmazany tusz,wytarłam jej łzy.
 -Nie płacz, proszę. Jesteśmy tu. -ścisnęłam jej ramiona. Podszedł do mnie Eric.
 -Nie ma czasu na łzy, słoneczko. -objął ją delikatnie. Rozpłakała się.

Poczułam czyjąś dłoń na plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego, chudego chłopaka o czarnych włosach i takich samych oczach. Włosy wpadały mu w oczy.

 -Hej jak się masz dzisiaj? -uśmiechnęłam się ściskając go. Przyjrzawszy się jego twarzy, zorientowałam się, że jest smutny, zamknięty.

 -Jestem wśród najlepszych ludzi na świecie, jest tu moja ulubiona kapela. To prawdopodobnie najlepsze co mnie w życiu spotka.

 -Nie bądź dziś smutny, nie musisz skoro my jesteśmy. Kocham cię. Wszyscy jesteście w moim sercu, ratujecie mnie kiedy spadam. Więc dziś bądźmy szczęśliwi.

 -Już nie potrafię. -opuścił wzrok na ziemię.

 -Zdradzę ci sekret. -złączyłam nasze dłonie i stanęłam na palcach. -Nie potrafię szczerze się uśmiechać, nie potrafię się angażować, moje serce przestało bić. Ale udaję. Gram i oszukuję wszystkich wokół.Więc, jeśli nie chcesz być szczęśliwy, pozwól innym wierzyć, że jest inaczej.-pocałowałam go w policzek i odsunęłam się. Miał otwarte usta, drżał.

 -Jakim cudem potrafisz zrozumieć nas wszystkich? -spytał chrapliwym szeptem. Zorientowałam się, że dookoła panuje cisza a Zombies siedzą wokół nas. Wpatrywali się w nas ze łzami w oczach, ze smutnymi uśmiechami, z ciekawością. Słyszeli i chłonęli każde moje słowo.

 -Większość tego o czym mi mówicie przeżyłam sama. Czy w dzieciństwie czy trochę później. Najstarsze blizny na moim ciele pochodzą z czasów kiedy byłam naprawdę małym dzieckiem. Bo wtedy pokochałam muzykę, już w podstawówce musiałam zmierzyć się z tym, że ludzie nazywają mnie dziwadłem. Kiedy byli uprzejmi, unikali mnie, po prostu. Kiedy zdarzył się ktoś mniej grzeczny -urwałam biorąc świszczący oddech. Gardło miałam ściśnięte. -wracałam do domu i karałam siebie, swoje ciało. Starałam się nie przesadzać i wychodziło mi to. Ostatnio jednak Julian stwierdził, że przestałam się kontrolować. Moja lewa dłoń -uniosłam ją do góry. -jest mniej sprawna. Potrafię ruszyć ramieniem jednak moje palce umarły. Mam świadomość, że taka powinna być moja kara. -uniosłam głowę. Widziałam płaczących, pięknych ludzi, którzy cierpią na depresję i załamanie. Wstali i podeszli do mnie tworząc wielki grupowy uścisk.

 -Dziękuję Juliet.
 -Właśnie przez twoje słowa jeszcze się trzymamy.
 -Niesamowite jak jesteś do nas podobna.
 -To całkiem normalne. -odrzekłam. -Jestem zwykłym, cichym człowiekiem z tysiącem blizn, z czego każda skrywa inną tajemnicę.




Siedzieliśmy na moście, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy. Robiłam jak najwięcej zdjęć, ze wszystkimi, z każdym z osobna.

 -Mam kolegę, jest największym Zombie jakiego znam. Nie mógł dzisiaj być, załamał się. Mogłabyś do niego zadzwonić Juliet? -zapytała nieśmiało drobna brunetka, Alicia.

 -Jasne, Alli. -uśmiechnęłam się. Podyktowała mi numer.

 -Cześć skarbie, tu Juliet Summer. -przerwałam chcąc usłyszeć reakcję.
 -Juliet?! Dear Lord! Nie wierzę, że właśnie do mnie dzwonisz! To cholernie niesamowite!
 -Dla mnie to też coś nowego Bill.
 -Znasz moje imię! Damn, ja muszę śnić.
 -To jawa Bill. Jak się masz?
 -Teraz? Sprawiłaś, że ten dzień stał się najlepszy, pomimo wszystko. A ty?
 -I'm fucking freezing now. -zaśmiałam się krótko.
 -Kochanie, przytuliłbym cię gdybym tylko tam był. -zapewnił smutno.
 -Więc chodź skarbie. Nigdzie się stąd nie ruszamy. -rozejrzałam się po tłumie z uśmiechem. W telefonie włączony był głośnik.

 -Daj mi pół godziny. Będę tam aby cię ogrzać. -zaśmiał się.
 -Trzymaj się Bill! -rozłączyłam się.



Zombies zaczęli pytać o nowy album, o sens piosenek, słów.

Zadzwonił mój telefon. Numer, który się wyświetlił, nie był znajomy. Prawdopodobnie Bill.

 -Tak? -zapytałam. Do Billa dzwoniłam z numeru zastrzeżonego...
 -Tu Jamie. Masz czas porozmawiać?
 -Nie mam czasu. -odpowiedziałam szybko.
 -Chociaż nie...-rozłączyłam się. Przeklinam cię Nick. I kolejne cztery twoje pokolenia.

 -Kto to był Juliet? -spytała jakaś dziewczyna. Komórka zawibrowała.
 -Wiecie, że wychodzi produkcja Fight Off Demons? -kliknęłam odbierz.
 -Książka była cudowna, film też będzie.

       "Nie dzwonię, bo się rozłączysz. Chcę porozmawiać o filmie, to ważne."

 -Książka zawsze jest lepsza. Pokazuje więcej szczegółów, pozwala poczuć to, co bohaterowie.-zauważył Eric.

 -Film zawsze będzie mdły. -dodał Dante.

   "Nie myśl, że jeśli nie odpiszesz to ci odpuszczę."

-Cieszysz się na tą produkcję? -zapytał ktoś. Podniosłam wzrok.
 -Chciałam w tym zagrać. Teraz mam wątpliwości. -wyznałam.
 -Z jakiego powodu?
 -Moim partnerem jest Jamie Campbell Bower. Nie potrafimy się dogadać. To się robi ciężkie.
 -Zrezygnujesz przez to?
 -Nie wszystkie marzenia są przeznaczone do spełnienia.

        "Dam ci kolejną szansę, okej? Zadzwonię za 30 sekund."


 -Zostawię was na chwilę. -wstałam powoli i weszłam do parku. Kiedy przyszedł czas, kliknęłam zieloną słuchawkę.

 -Jestem 5 metrów przed tobą. -usłyszałam. Rozejrzałam się spokojnie. Stał opierając się o budkę z lodami. W czarnych rurkach z dziurami, dokładnie w takich samych jakie nosiłam ja i w czarnym grubym swetrze. Włosy miał rozwiane przez wiatr.

Podeszłam do niego.

 -Nie odejdziesz z tej produkcji.
 -Jesteś tego taki pewien.
 -Bo zrobię wszystko żebyś została. -uniosłam jedną brew. -Nie będę chamskim dupkiem i choć uważam, że jesteś dziwna, zachowam swoją opinię dla siebie.

 -Jeśli zostanę, nie dla ciebie. Dla Zombies. -odpowiedziałam i odwróciłam się. Szłam powoli. Złapał mnie za ramię.

 -Wyjdziemy gdzieś?
 -Nie. -oznajmiłam otwarcie. Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. -Masz dziewczynę. -przypomniałam i odeszłam.






czeeeść. odkryłam, że lubię cmentarze. te stare. przez ciszę jaka tam panuje, przez poczucie końca. wow.
~Dragonfly xx

piątek, 18 października 2013

Rozdział 6

 -Juliet-

Weszłam do studyjnej kuchni i wzięłam szklankę zimnej wody w prawą rękę. Lewej dalej nie czułam, to znaczy potrafiłam ruszyć ramieniem, nie wychodziło mi tylko używanie jej do czegoś więcej. Moje mięśnie umarły.

Przyłożyłam szkło do czoła. Męczyła mnie migrena, choć skróciliśmy sesję nagraniową do czterech godzin. 6 godzin w plecy. Zżerały mnie wyrzuty sumienia z powodu chłopców. Przygotowaliśmy się do nagrania płyty, byli zdeterminowani, szczęśliwi. A przeze mnie wrócili do rutyny.

 -Co do kurwy nędzy wydarzyło się wczoraj? -ściągnęłam brwi. Przecież wiedziałam, że to nastąpi.
 -Nie wiem co masz na myśli. -odpowiedziałam cicho i spokojnie. Stałam do niego plecami. Prychnął. Jego głos był głośny, zły.

 -Najpierw płakałaś potem krzyczałaś a na końcu stwierdziłaś, że mnie nienawidzisz. -wyliczał na palcach.
 -Zapomnij o tym. -poprosiłam i spojrzałam na niego. Kąciki jego ust zadrgały aż w końcu się uśmiechnął.

 -Dobrze. A więc skoro mnie nie nienawidzisz, -pochylił się w moją stronę. -Musisz odczuwać do mnie niesamowity pociąg. -stwierdził dramatycznym szeptem. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

 -Zapomnij, że mnie wczoraj widziałeś.
 -To takie teatralne. -wyprostował się. Patrzyłam na niego niewzruszona. Wywrócił oczami.-Może chociaż udawajmy, że się pogodziliśmy. Nick nas zabije.

 -Nie mam z tym problemu. -pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami. Wyminęłam go zanim zdążył zareagować.

W drzwiach wpadła na mnie Lily.

 -Hej Juliet. -zawołała z szerokim uśmiechem. Skinęłam na nią i przekroczyłam próg. Usłyszałam za sobą pisk radości a po chwili odgłos, którego wolałabym nie słyszeć.



 -Z ekipą ustaliliśmy, że czas na omawianie będzie trwał trzy tygodnie. Musimy się spiąć i przerobić cały materiał. Więc zaczynamy od dziś, właśnie w tej chwili. -oparł się o komódkę.-Pierwsza scena w filmie to ukazanie życia dziewczyny i jej narracja. Podcina sobie żyły, bo zobaczyła coś czego nie mogła powstrzymać. Widziała jak jakiś facet zgwałcił kobietę. Wróciła do domu i z bezsilności postanowiła się wykrwawić.

 -Nie. Zrobiła to bo widziała zło i nie mogła mu przeszkodzić. To film fantasy, w scenariuszu było, że dziewczyna potrafi widzieć demony. W tym mężczyźnie było zło. Ona zastanawia się, po co widzi to wszystko, skoro jest bezsilna. -zapadła cisza, 3 pary oczu skierowane były na mnie, a ja pomyślałam, że moja bohaterka jest mądra.

 -To dobra interpretacja. -pochwalił Nick. -Skąd wiesz takie rzeczy?
 -Mieliśmy się wczuć, pamiętasz? -przypomniałam cicho.
 -Postanowiliśmy z Juliet wpasować się w postaci i spróbować odgadnąć ich reakcje na różne zachowania. -wtrącił blondyn. Zamknęłam na chwilę oczy.

 -Jak się pogodziliście? -Nick patrzył na nas z lekkim uśmiechem.
 -Zagraliśmy w 10 pytań. -odpowiedział szybko. Nie chciał bym go zdradziła.-3 razy.-wzruszył ramionami.
 -I naprawdę jest dobrze? -dopytywał się reżyser.
 -Nick, nie skaczemy sobie do gardeł, to za mało? -spytałam marszcząc czoło.
 -Nie nie. Jest dobrze, lepiej nam będzie pracować. -wyszczerzył się.

Ta zgoda, nawet udawana nie odpowiadała mi. Zapytajcie dlaczego a wam nie odpowiem.



 -Skoro ona ratuje go przed jakimś demonem, to dlaczego zaraz potem ucieka?
 -Bo boi się jego reakcji.
 -No dobrze, ale przecież w scenariuszu jest, że on się jej podoba, powinna zostać i..
 -Nie wszystko jest tak jak w przypadku Jace'a i Clary. -wtrąciłam.
 -Dobra, ale z nimi wszystko było łatwiejsze. On jej pragną i ona jego, całowali się, tak..
 -Nie wszystkie dziewczyny lecą na te oczy. -zauważyłam cicho.
 -Ta, ale ty nie jesteś jedną z nich.
 -Przestań sobie pochlebiać.

 -Racja, mieć na głowie zakochane emo to byłaby masakra. -i tu nie wytrzymałam. Spojrzałam na niego i sztywno wyprostowałam się w fotelu.

 -Czy wiesz, co znaczy być EMO? -spytałam naprawdę cicho, mój głos płatał mi figle. Zacisnęłam powieki ale mówiłam dalej. -Kiedy ktoś wygląda inaczej niż wszyscy, wyróżnia się i jest smutny, nie znaczy, że jest dziwadłem. A właśnie tak zabrzmiało to w twoich ustach. -ponownie na niego spojrzałam.

 -Może właśnie to miałem na myśli, co? -rzucił od niechcenia.
 -Dobrze. -kiwnęłam głową. -Nie wiem czy odpowiednio zagrasz w tym filmie skoro nie potrafisz zrozumieć prostych rzeczy.

 -Kogo obchodzi twoja opinia? -spytał pochylając się do przodu.
 -I gdzie ta zgoda?!
 -Nie ma jej i nigdy nie było. Przepraszam Nick. -wstałam. -Chyba powinnam zrezygnować.




hej cześć. jeeest krótki bo wena mnie opuściła. ah, i tyle strachu było w tych komentarzach..nie bójcie się podpisów. 
jutro mam zjazd rodzinny. piszcie do mnie, bez smsów nie wytrzymam z tymi ludźmi. 
umrzyjmy wszyscy. 
~Dragonfly xx

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 5

 -Juliet-
 [ WIELKIE EDIT, WŁĄCZCIE TO: Is This What You Call a Family.. ]


 -Czego chcesz?! -syknęłam. Gdybym mogła, plułabym sobie w brodę za to, że widzi mnie w takim stanie. To moja chwila słabości, nikt nie musi tego oglądać.
 

 -Stało się coś? -spytał ostrożnie.
 -Co cię to może obchodzić? -jego pytanie wywołało nową falę łez. To uczucie, kiedy ktoś się o mnie martwi jest złe. Nieodpowiednie, niezasłużone.
 

Zawahał się.
 

 -Powiedz, może jakoś ci pomogę..-stracił rezon. Jakby cała jego wesołość i zadziorność zniknęła.
 -Gdybyś chociaż po części rozumiał co czują ludzie wokół ciebie, zastanowiłabym się czy ci powiedzieć. Ale nie wiesz. Więc odejdź, nie mam ochoty sobie dokładać.
 

 -Co takiego ci zrobiłem?!
 -Po prostu idź! -wrzasnęłam i zatrzasnęłam drzwi. Zakryłam usta dłonią i zjechałam po ścianie w dół.
 -Juliet! -walnął pięścią w drzwi. -Cholera, otwórz te drzwi! -zaczął się dobijać. Nie mogłam się ruszyć. Moje ramię płonęło, zagłuszało nowy ból w dłoni. Rozchyliłam palce. Żyletka wbiła mi się w skórę, wyjęłam ją jednym ruchem. Podwinęłam rękaw.
 

 -Hello razor, my old friend. -wychrypiałam.
 

Przyłożyłam ostrze. To jak przecinanie skórki brzoskwini. Jest delikatna, łatwo ją przeciąć, a kiedy to się stanie, wypływa sok.
 

Tak samo, kiedy ząbkowane ostrze wbija się głęboko w moją skórę i niszczy wszystko po drodze aż znajdzie miejsce gdzie może ugasić pragnienie.
 

Przycisnęłam ząbki mocniej i pociągnęłam w prawo. Krzyknęłam. Zahaczyłam o zasklepioną szramę.
 

 -Kurwa, Juliet! Otwieraj! -jego krzyk mnie przestraszył. Miałam nadzieję, że sobie pójdzie. Zacisnęłam zęby powstrzymując krzyk ale nie mogłam powstrzymać łez. Sięgnęłam na stolik po zapalarkę. Była czarna z napisem "PUT THAT RAZOR DOWN". Odpaliłam i przesunęłam ogień po konturach idealnie równej kreski. Zagryzłam wargę.
 

 -Juliet. Nie pójdę. -głos zza drzwi i po chwili natarczywe walenie pięścią. Zsunęłam rękaw i przetarłam nim twarz. Opanowałam płacz i wstałam. Pukanie nie ustępowało. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
Otworzyłam drzwi. Zrobił krok w tył, był zaskoczony.
 

 -Co się stało, czemu krzyknęłaś? -spytał szybko. Ciężko oddychał.
 -Idź stąd. -pociągnęłam nosem.
 -Nie pójdę. O co chodzi?
 -Idź stąd. Zostaw mnie. -wycedziłam przez zęby.
 -No, coraz więcej emocji, idziemy w dobrym kierunku. Mów co się stało.
 -Co cię to obchodzi?! Idź stąd! Nie chcę cię widzieć!
 -Świetnie! Nie ruszają mnie twoje słowa! -ryknął. Chciałam zamknąć drzwi ale przytrzymał je ręką.
 -Widziałem w jakim stanie byłaś przed chwilą.
 -Więc zapomnij o tym. -poradziłam zdławionym głosem.
 -Co się stało Juliet? -naciskał zaciskając zęby.
 -Nic, co mógłbyś zrozumieć.
 -Wypróbuj mnie.
 -Nienawidzę cię Jamie, nie mam zamiaru oglądać cię częściej niż to konieczne. Idź stąd. -warknęłam. Odsunął się. Szybko zamknęłam drzwi na zamek.
 

Źle powiedziałam. Nie nienawidzę go. Nic nie czuję w stosunku do niego. Nie powinien był tu przychodzić.


 


 -Juliet. -podniosłam głowę z poduszki. W drzwiach stał Julian. Odgarnęłam włosy z twarzy. Wszedł do środka i starannie zamknął drzwi. Podszedł do łóżka i położył się tuż za mną. Objął mnie mocno. Nic nie mówił, po prostu trzymał mnie i głaskał moją skórę.
 

 -Jest ich więcej niż przypuszczałem. -szepnął w mój kark. Zabrałam lewą rękę spod jego dotyku. -Nie uciekaj przede mną. -poprosił delikatnie.
 

 -Nie uciekam Julian. -odwróciłam się przodem do niego. Patrzył na mnie bursztynowymi oczami. -Nie lubię o tym mówić.
 

 -Ostatnio w ogóle niewiele mówisz. -pogłaskał mnie po policzku.
 -To przez film.
 -Nie przez to. Przez list, wysłałaś go. -łzy pojawiły się nie wiem skąd.
 -A chwilę później dostałam maila od siostry. -wtuliłam się w niego.
 -Chcesz mi powiedzieć, co napisała.
 

 -Napisała, że jestem wyrodną córką, że nie odzywam się do nich bo uważam się za kogoś lepszego, że już całkiem się zepsułam, że mogę już nie przyjeżdżać na święta, że mogę zapomnieć, że w ogóle miałam rodzinę..-przerwałam bo zaatakował mnie szloch.
 

 -Możesz zapomnieć, że..-zaczął ostro.
 -Wysłałam im list i nie mogę tego cofnąć. Oni tego nie chcą Julian. Dawno mnie skreślili.
 -Masz nas kochanie, jesteśmy tu dla ciebie, musisz o tym pamiętać. -przytulił mnie do siebie mocniej.
Wyrwałam się i usiadłam. Wysuszyłam policzki.
 

 -Nie powinnam się nad sobą użalać, zasłużyłam na wszystko co mnie spotyka.
 -Nie na takie traktowanie.
 -Nie martw się o mnie Julian, nie zniosę tego. -wypuścił powietrze z płuc i przycisnął wargi do mojego czoła.
 

 -Połóż się, odpoczniesz.
 

Nie powiedziałam mu o dzisiejszej wizycie. Zdenerwowałby się, a nie może z mojego powodu.
 

 -Nie ma mowy żebym zasnęła. -przeczesał palcami moje włosy.
 -Zostać z tobą? -pokiwałam głową.
 -To dobra noc na pisanie. -odsunęłam się i sięgnęłam po dziennik. Miał skórzaną oprawę  i wyryte czarnym atramentem słowa.
To wszystko co we mnie siedziało, wszystkie złe demony, zamieniłam w słowa i muzykę.

 


 -Spójrz w moje oczy, jest w nich ciemno, to miejsce gdzie ukrywam humory...-Julian chwycił moje lewe przedramię.  
 -Nie podchodź bliżej, w środku jest ciemno...
 -To miejsce gdzie ukrywam demony...
 

Całą noc pisaliśmy słowa, muzykę. Otwieraliśmy przed sobą dusze próbując zrozumieć dlaczego ciemność wybrała nas i dlaczego nie możemy niczego czuć. Dlaczego staliśmy się własnymi demonami i zadajemy sobie ból.

 


 -Kochanie... -ciepły głos i oddech załaskotał mnie w ucho. Mruknęłam nie otwierając oczu i zmarszczyłam nos. Głos zaśmiał się cicho do mojego ucha.
 

 -Przykro mi, że muszę cię budzić, ale dziś jedziemy do studia. -zamruczał cicho. -Czas uwolnić się od demonów. -otworzyłam oczy i usiadłam sztywno. -Niee -jęknął. -Przepraszam, uśmiechnij się. -wtulił nos w moją szyję. Spojrzałam w bok i potargałam mu włosy.
 

 -Za pół godziny będę gotowa. -powiedziałam i pocałowałam go w głowę. Wstałam i przeszłam przez pokój z zamiarem wejścia do łazienki. Chwyciłam klamkę i nacisnęłam mocno. Syknęłam i krzyknęłam jednocześnie. Lewe przedramię miałam czerwone i lekko opuchnięte. Straciłam w nim też czucie.
 

Julian w sekundę był przy mnie.
 

 -Musiałaś za mocno naciąć żyły. -oznajmił marszcząc brwi. -Juliet,nie kontrolowałaś tego tym razem. -spojrzał na mnie. -Przesadziłaś. -zajrzał w moje oczy.
 

 -Nie mówi mi, że przesadziłam. Rany są odpowiednie do winy jaką ponoszę. -mój głos był spokojny. Pogodzony ze słowami, które wypłynęły z moich ust. Julian odwrócił ciało od pasa w górę i zaraz wrócił do poprzedniej pozycji. Skrzywił twarz. Martwił się.
 

Stanęłam na palcach i wygładziłam zmarszczki na jego czole.
 

 -Przestań o mnie myśleć. -poradziłam cicho. Złączył nasze czoła i przytulił moją dłoń do swojego policzka.
 -Ostatnio myślę o tobie zbyt często. -szepnął gardłowym głosem.
 -Więc przestań. -zabrałam dłoń.
 -Kiedy właśnie wtedy czuję, że..
 -Julian nie..
 -Że coś czuję. -dokończył. Uśmiechnął się. -Wystraszyłem cię.
 -Nikt z nas nie mówi o uczuciach.
 -Wciąż o nich nie mówię. Chciałem tylko, żebyś wiedziała co się dzieje, kiedy się pojawiasz. -opuścił nasze ręce i wzruszył ramionami. Nie patrzył na mnie. Uśmiechnęłam się naprawdę leciutko. Szybko pocałowałam go w czoło.
 

 -Daj mi 30 minut. -poprosiłam i odwróciłam się. Położyłam dłoń na klamce ale mnie uprzedził. Nacisnął ją i otworzył drzwi.
 

 -Będziemy na dole. -uprzedził i wyszedł.




heeeeej :c no więc, dodałam coś, jedna scena szczególnie mi się podoba, moje doświadczenia te rzeczy. wgl, dołuje mnie ten rozdział, powiedzcie mi dlaczego. 
dzięki za wsparcie na twitterze mała♥
i za milion 'kocham' i wzajemnieC: <3 
hello razor, welcome back.   
~Dragonfly xx

środa, 16 października 2013

Rozdział 4


-Hej. -Lily weszła do pokoju. Spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się.Właśnie przeglądał sugestie co do zmuszenia jego filmowej partnerki do współpracy podesłane przez Nicka.

 'Spróbuj no nie wiem..powiedz jej, że dzięki niej pokochałeś metal i otworzyła ci oczy na piękno tej muzyki, takie bla bla bla wiesz, byleby uwierzyła. Bądź że kreatywny!' -zaśmiał się do monitora.
 
 "Może jeszcze jej powiem, że się w niej kocham? Nie mam mowy Nick. " -odpisał.

 -Co takiego robisz? -Lily usiadła na oparciu jego fotela z lekkim uśmiechem. Jamie objął ją ramieniem i odwrócił w jej stronę komputer. Przez ten gest dziewczynie przypomniało się jak się poznali.
 -Nick próbuje wymyślić coś na nasz problem. -odparł ze śmiechem.
 -Dlaczego mu nie powiesz, że chcesz pracować z kimś innym? -Lily przeczesała jego włosy palcami. Złapał jej dłoń.

 -Nie rób tego. -jego głos się zmienił. Zmarszczył brwi i odstawił komputer żeby móc łatwiej wstać.
 -Jeszcze niedawno to byłoby normalne. -odparła cicho.
 -Ale już nie jest! -odwrócił się gwałtownie. Jego słowa przecięły powietrze. Dziewczyna się wzdrygnęła. Nawet kiedy coś się między nimi popsuło, nigdy nie krzyczał. Chłopak jęknął. -Przepraszam. -podszedł bliżej i przycisnął ją do swojego torsu.

 -Dlaczego tak bardzo tego nie chcesz? -spytała go cicho.
 -Mówiłem ci już.
 -Źle ci było ze mną?
 -O jezu, Lily. Wiesz, że nie. -odsunął się od niej. Pytania go denerwowały.
 -Więc mi wyjaśnij, o co ci chodzi?
 -O nic.
 -Jamie!
 -Nie zauważyłaś, że gdy tylko szał na Dary Anioła osłabł, twoje uczucie do mnie też?!
 -O czym ty mówisz?
 -Widziałem to, Lily. Nie wychodziliśmy, nie rozmawialiśmy..
 -Byliśmy razem cały czas!
 -Nie. Byłaś ty z telefonem i ja. Swoją drogą, z kim tak dobrze ci się pisało? -zmrużył oczy. Dziewczyna się zawahała. Jamie nie był zaskoczony, wiedział, że to co mówił jest prawdą.

 -Zerwałeś ze mną dwa dni przed moimi urodzinami. Miała przylecieć moja przyjaciółka z dzieciństwa. To z nią pisałam. -w jej oczach wezbrały łzy. Rysy chłopaka złagodniały.

 -Lily ja..nie wiedziałem. Myślałem, że naprawdę źle czujesz się ze mną. -jego oczy przypominały spodki, był przerażony jego zachowaniem. Lily wzruszyła ramionami.

 -Wyjaśniliśmy wszystko, prawda? -spytała wycierając policzki.
 -Tak. -uśmiechnął się. Czuł ulgę ale jednocześnie jakąś pustkę. Zbagatelizował to. Odzyskał kogoś, komu na nim naprawdę zależy.

Podszedł do brunetki i przytulił ją mocno.
 -Przepraszam. -szepnął. Odchyliła głowę i przycisnęła wargi do jego ust. Jej serce zabiło mocniej.



 -Zostań. -złapała go za rękę. Odwrócił się i pocałował ją.
 -Muszę. Nick na mnie liczy. -uśmiechnął się.
 -Będziesz z nią sam..
 -Lily, przecież wiesz jaka ona jest. Idę po nią, bo Nick się nie odczepi. -pocałował ją w czoło. Uśmiechał się ale w środku było mu wszystko jedno, kiedy na nią patrzył. Nie zauważał tego. Był szczęśliwy.

 -Wracaj szybko. -zawołała patrząc jak wychodzi.

Jamie wyszedł na ulicę z latarniami. Oddychał głęboko, ściemniało się już. Trafił do jej domu w pół godziny. Zapukał, nie czekał długo. Wyszczerzył się. Otworzyła mu z twarzą zalaną łzami.



hej cześć C: narracja 3cio osobowa to coś czego nienawidzę :c nigdy mi to nie wychodzi :C za inspirację i pomysł co do rozdziału dziękuję kochanej @dragonstonelady ,kocham Cię mała♥ 
no, i dziena za 1 komentarz <3 
~Dragonfly xx